Dojeżdżając na dworzec, byliśmy mocno zdziwili: piękna stacja kolejowa, nowa, duża. Całkowite przeciwieństwo stacji kolejowych w drodze, małych, często ledwo trzymających się kupy: A tutaj Użhorod wita nas tak dostojnie: Po przyjeździe, mocno zmęczeni przede wszystkim upałem, długą i dość niewygodną podróżą przystąpiliśmy do narady bojowej w sprawie noclegu. Jednak zanim przedstawię wyniki narady, chcę przybliżyć Wam położenie miasta, w którym się znaleźliśmy. Użhorod jest średniej wielkości miastem, ok. 111 tys. mieszkańców, położonym na rzeką Uż, przy granicy ze Słowacją. Jest on stolicą obwodu Zakarpackiego. Znaleźliśmy się ok. 250 km od granicy z Polską, pojawiły się już również problemy komunikacyjne, bo tamtejsi Ukraińcy z Polskim niewiele mieli do czynienia. Pokoi nie rezerwowaliśmy wcześniej z względu braku znajomości miasta, jednak mieliśmy krótką listę adresów z możliwością wynajęcia pokoi. Pierwsze na liście były pokoje na dworcu, tak. Byliśmy sceptycznie nastawieni co do tego pomysłu, nie wiedzieliśmy jakich warunków się spodziewać, jednak zmęczenie dawało się we zaniki więc zaryzykowaliśmy. I kolejny raz zostaliśmy zaskoczeni. Pokoje duże, jasne, z klimatyzacją i łazienką, do tego balkon, a cena? Na polskie warunki naprawdę niewiele: 30 zł. Odświeżyliśmy się, odpoczęliśmy, czas ruszać zwiedzać. Co do miasta, klimat lekko lwowski, brukowane uliczki, jednak dużo mniejsze. W ramach porady wspomnę również o taksówkach ukraińskich. Spotkać je można na każdym kroku, samochody różne, zazwyczaj starsze. Na dachu napis taxi podobnie jak w Polsce i na tym koniec podobieństw. Wsiadając do taksówki należy na wstępie zapytać ile kosztuje przejazd w dane miejsce. Ceny są zazwyczaj nie są wysokie, nie funkcjonują tam jednak żadne liczniki kilometrów. Można lekko utargować cenę, ale nie zawsze przynosi to efekty. Ustalona cena pobierana jest na końcu podróży. Nie widzieliśmy wszystkiego w mieście, spędziliśmy raczej czas na posiłku i spacerze. Miasto przyjazne, pogodna piękna, czego chcieć więcej. Dzień szybko zleciał. Następnego dnia mieliśmy już wracać. Jednak nie było zaplanowanej konkretnej trasy, było za to mnóstwo pomysłów. Jednak pogoda nie dała nam ich zrealizować. Ranek był pochmurny i deszczowy. Zdecydowaliśmy się na powrót tą samą trasą, jednak z małym dodatkiem: odwiedzeniem Drohobycza, miasta dawniej polskiego. Z Drohobycza wróciliśmy do Sambora, skąd Marszrutką dotarliśmy pod granicę. Niestety kolejna niespodzianka. Był to czas przed szczytem NATO w Polsce i ŚDM, dlatego kontrola była wzmożona i tworzyły się kolejki. Po odczekaniu około godziny, zostaliśmy skontrolowani i zmęczeni, ale też bardzo szczęśliwi wsiedliśmy do samochodu, kończąc nasze przygody.
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
Kategorie
Wszystkie
Instagram
Archiwum
Marzec 2018
|