Kto choć raz był we Lwowie wie, że nie można nie kochać tego miasta. A za co? Właściwie za nic. Zwykłe miasto, zaniedbane, brudne, a mimo niedoskonałości tak magiczne, że trudno z niego wyjechać. Brukowe ulice, ciągły, chaotyczny ruch na drodze, mnóstwo ludzi. Miasto tak podobne do Krakowa czy mojego wspaniałego Przemyśla. Mam do tego miasta ogromy sentyment. Skąd przyszedł mi na myśl akurat Lwów? A stąd, że miałam okazje go odwiedzić. Niedzielna wycieczka, oczywiście z mnóstwem atrakcji. Ale po kolei. Jak było w praktyce? Ano tak, że wymyśliłyśmy (ja, Mama i Ciocia - babski wypad), że skorzystamy z ukraińskiego transportu miejskiego. Więc rano w niedziele, w Medyce przekroczyłyśmy pieszo granice i wsiadłyśmy do żółciutkiej marszrutki. Tak, tak pieszo. Od razu dementuje jakiekolwiek plotki: bez kolejki! Oczywiście zanim znalazłyśmy autobus zaproponowano nam milion przejazdów, okazało się za absurdalne ceny, porównując do ceny marszrutki. Dowiedziawszy się, że konkretny autobus zmierza w stronę Lwowa, zajęłyśmy miejsca na tyle autobusu (jak wycieczka, to wycieczka!) i czekałyśmy na kierowce, aby kupić bilet i ruszyć w podróż. Kolejne zaskoczenie: przyszedł kierowca, przeszedł przez autobus zbierając należność za przejazd i tyle, żadnych biletów, nic. W końcu wyjechaliśmy, podróż trwała 2 godziny. Raz było lepiej, raz gorzej ale dotarłyśmy. Jesteśmy we Lwowie! Pierwsze co to udałyśmy się do Katedry na polską mszę, bo była niedziela. Katedra olbrzymia i piękna. Po mszy poszłyśmy trochę pochodzić po rynku. Trafiłyśmy do miejsca, w którym się zakochałam, czyli Kopalnia Kawy. Największa kawiarnia we Lwowie, serwująca wspaniałą kawę i rewelacyjne desery. Wypiłyśmy kawę, ja obowiązkowo cappuccino, Mama Kawę po Lwowsku, czyli mocne espresso z cytryną i likierem, a Ciocia czarny chai. Odkryłyśmy przepyszny tort orzechowo-karmelowy, który polecam każdemu kto tam się znajdzie. Rozgrzane kawą i herbatą ruszyłyśmy dalej. Spacerowałyśmy , rozmawiałyśmy, był to fantastyczny dzień. Na koniec trafiłyśmy do maleńkiej restauracji, nieopodal rynku, aby zjeść niewielki obiad. Postanowiłyśmy spróbować coś z ich kuchni i zdecydowałyśmy się na coś co nazywa się chaczapuri. I kończy się nasz dzień, pora wracać do Polski. Prawie biegłyśmy na dworzec, po drodze wstępując do każdego mniejszego sklepiku, szukając masła na wagę, tak właśnie. Złapałyśmy jakiś miejski autobus i dojechałyśmy na dworzec w samą porę. Po dwóch godzinach znalazłyśmy się w miejscowości graniczącej z Polską, przekroczyłyśmy granice, znów bez kolejki i już w Polsce, całkiem inny świat. Był to wspaniały dzień we wspaniałym mieście, chcę Wam pokazać jedną milionową magii tego miasta i jeszcze dodaje przepis na cappuccino z kawą właśnie z Kopalni Kawy, mieloną na moich oczach, pyszną i aromatyczną. I jeżeli jeszcze nie byliście, to koniecznością jest odwiedzić to piękne miasto! CAPPUCCINO Składniki: 1 espresso szklanka spienionego mleka cynamon Przygotowanie: Mleko podgrzewamy do temperatury ok. 60 stopni, aby nie było zbyt gorący, gdyż się nie spieni. 60 stopni, czyli jak? Tak, że jak spróbujecie to nie poparzycie sobie języka ani podniebienia :) Ile dokładnie? To zależy jak duży macie kubek czy filiżankę. Najlepiej najpierw nalać zimne mleko do kubka, mniej więcej do 4/5 jego wysokości i przelać do garnka, będzie to odpowiednia ilość. Espresso przygotowujemy tak jak lubimy, ja to robię zazwyczaj w kafeterze, dodatkowo do kawy dodaje cynamonu dla wspaniałego aromatu (obłęd). Możecie również w ekspresie, albo innymi sposobami. Po zagrzaniu mleka spieniamy je. Następnie do kubka wlewamy espresso i "zalewamy" je spienionym mlekiem. I gotowe!
Cappuccino domowej roboty :)
0 Komentarze
Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
Kategorie
Wszystkie
Instagram
Archiwum
Marzec 2018
|